Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —

— Co ty pleciesz! chyba kapelusze.
— Nie wiem — może uni są i kapelusze.
— Ależ kochana Salusiu, — odezwał się doktór, — nie dasz nikomu przyjść do słowa. Szulim właśnie przyniósł ciekawą nowinę.
— Więc czemu stoi jak kołek i nic nie mówi? Ja zawsze powiadam że ten żydzisko jest patentowany niedołęga!.. sto tysięcy razy to powtarzałam i jeszcze raz powtórzę. Cóż więc? nie wykrztusisz nareszcie tej nowiny? Czy się magistrat zawalił? czy rabin z Kocka ma przyjechać? Bo pytam jakąbyś ty nowinę lepszą mógł przynieść?
— Przepraszam panią konsyliarzowę...
— Nie przepraszaj, tylko mów co masz mówić; bo nie mam czasu... muszę zaraz pójść wyszamerować sługi, że do kawy jeszcze nie nakryły.
— Ależ Salusiu, Salusieczko, pozwól-że mówić... nowość jest ważna... nowy lekarz ma się tutaj osiedlić.
Pani konsyliarzowa usiadła na sofie.
— Nowy doktór?! nowy doktór, — rzekł po chwili milczenia. — Ktoby się to spodziewał? nowy doktór — ale może to nieprawda Szulimie?
— Oj, żebym ja tak zdrów był, jak to prawda jest...
— Cóż nic jakoś nie mówisz Salusiu? — zapytał pan konsyliarz z ironicznym uśmiechem.
Ten uśmiech wywołał burzę natychmiast.
— Ciekawam co mam mówić? — rzekła nawpół z płaczem. — Chyba powtórzyć to, com już tysiąc razy powiedziała... Wychodząc za ciebie popełniłam mezalians... gdyż matka moja była z domu hrabianka, a ja wychowywałam się w pałacach. Pomimo tego poświęciłam ci moją młodość, piękność i jaki taki posażek, chociaż ty nie byłeś już pierwszej młodości. I cóż mam za to? Wieczna niewolnica! zamurowana w tej obrzydliwej mieścinie, zapoznana!... Gdzie je-