Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —

— Gorsze?! Ty nie masz pojęcia jak one teraz grymaszą!.. żeby im wołu upiec to jeszcze mało! Nienasycone gęby... spiżarnia dla nich nie wystarczy! Żebyś ty widział ile nasza Maryśka zjada, to przeląkłbyś się. Nawet będę cię prosiła żebyś im co zapisał na zmniejszenie apetytu, bo ja, jak cię kocham, nie wystarczę. Proszę cię mój Ignasiu, siądź i zaraz zapisz... to będzie najlepiej.
— Co znowu? Niech jedzą, to znaczy że są zdrowe.
— Tego jeszcze brakuje żebym im dawała tyle ile chcą! Tobie się zdaje że one mają żołądki!
— O ile mi wiadomo z anatomii...
— Widać że ten kto anatomię wymyślił nigdy sług nie trzymał. One nie mają wcale żołądków, tylko studnie, przepaście bezdenne! No proszę cię, siadaj zaraz i zapisz tę receptę; w tej chwili poszlę do apteki.
— Salusiu... Salusiu! cóż znowu?
— Bez żadnych wymówek! proszę cię pisz!...
— Przyznam ci się że tego zrobić nie potrafię.
— To wyborne! Doprawdy wyborne! Doktór medycyny, były chirurg wojskowy! ludzi leczy, na konsylia jeździ, nieboszczyków kraje! a głupiej recepty dla sług nie potrafi zapisać! I dziwić się że nowy lekarz przyjeżdża i osiedla mu się pod samym nosem!
— Ależ nie pod nosem, Salusiu... zkądże znowu?
— Takiemu ciamajdzie jak ty, mógłby osiąść nawet i na nosie!
— Być może, — odpowiedział flegmatycznie doktór, — ale już dziewiąta... idę do chorych... Rozmowę naszą możemy dokończyć jak powrócę.
— Możesz sobie nie zaprzątać tem głowy... bo czy mówić do ściany czy do ciebie, to wszystko jedno.
Doktór nic nie odrzekł, wziął kapelusz, skłonił się grzecznie małżonce i wyszedł.