Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —

lub o preferansowych turniejach; tu zakochani promieniom księżyca powierzali swe smutki, tu wreszcie wesoła, szczęśliwa dziatwa, nie znająca jeszcze cierni i goryczy życia — igrała wesoło, aż się jej śmiech szczery po całym parku rozlegał.
Latem, przed wieczorem zwykle, gromadził się w parku cały wielki świat małego miasteczka i lokował się po różnych alejach, według tego jak był na różne podzielony koterye.
Mały, krzywy cokolwiek i bardzo złośliwy podpisarz sądowy ponadawał nawet alejom rozmaite nazwiska. Jedną nazwał aleją pani aptekarzowej, drugą aleją wyższej dyplomacyi, inną preferansową znowuż...
Doktór załatwiwszy się z pacyentami, odbywszy poobiednią drzemkę, ubierał się w swój szeroki płaszcz hiszpański i szedł do parku, pewien że majora tam znajdzie.
Dziwna przyjaźń łączyła tych ludzi... Nie nie potrafili oni trzech zdań z sobą wymienić bez sprzeczki, a zarazem obejść się jeden bez drugiego nie mogli.
Gdy major zachorował i bezprzytomny zupełnie, znajdował się, jak to mówią, jedną nogą w grobie... stary doktór nie odstępował prawie jego łóżka; w krytycznej chwili konsylium zwołał, żadnych kosztów nie szczędził, aby tylko przyjaciela ratować; lecz gdy niebezpieczeństwo minęło i przyjaciel mógł już rozmawiać — pokłócili się jak najzawziętsi wrogowie. Pomimo tego, na drugi dzień zrana, doktór z największą troskliwością badał rekonwalescenta.
Major znacznie od doktora był starszy, ale pomimo różnicy wieku, żwawszy i ruchliwszy. Chodził zwykle prędko, mówił dobitnie, wyraźnie, węzłowato, nie znosił przeczenia i opozycyi. Rodziny nie mając, żył samotnie i oszczędnie, szczupła pensyjka wystarczała mu jednak na opędzenie skromnych potrzeb życia.