Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —

zagranicznemi... Przecież nie jest to rzeczą zwyczajną, żeby dzierżawca na biednym folwarczku prowadził tak obszerną korespondencyę. Niech mnie zetrą w porcelanowym moździerzu na najdrobniejszy proszek, jeżeli w tem nie ma czegoś podejrzanego, co mówię podejrzanego! czegoś gorszego jeszcze...
— Jezus Marya! — zawołała burmistrzowa, — co pan mówisz, panie Szwarc!.. Czyż być może, żeby takie straszne intrygi działy się tak blisko — i my! my o tem nic nie wiemy! mając przecież mężów na takich stanowiskach!
— Moja pani dobrodziejko, — rzekł major, — nasz kochany prezydencisko to poczciwy człowiek z kościami, on się w żadne plotki wdawać nie lubi...
— Rozumiem, — syknął aptekarz, — rozumiem, to niby do mnie przymówka...
— Rozumiej pan jak chcesz, — a jeżeli czujesz się obrażonym, gotów jestem dać satysfakcyę honorową.
— Nie czuję się obrażonym — co mówię, nie czuję! nie śni mi się nawet być obrażonym! a co się tyczy tak zwanych honorowych satysfakcyj, to nie moja rzecz; nie piszę się na takie interesa; ani bowiem w dragonach, ani w grenadyerach nie służyłem...
Major rozśmiał się.
— Różne są pojęcia, — rzekł.
— Panie Szwarc, — odezwał się doktór, — opowiadaniem swojem dałeś nam wszystkim wiele do myślenia. Zapewne wiadomości pańskie muszą być prawdziwe?
— Czy wątpisz pan?...
— Nie — i tem bardziej mnie to zastanawia. O ile znałem nieboszczyka, to wątpię żeby się wdawał w jakie romantyczne przygody, lub miał interesa, z któremi potrzebowałby się ukrywać.
— Panie doktorze... — rzekł aptekarz. — Panie dokto-