Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

— Tak, mam wielką prośbę... udaję się do pana z całem zaufaniem — i mam nadzieję że...
— Jeżeli spełnienie pańskiego żądania będzie w mej mocy....
— Ale ja jeszcze chciałbym o coś prosić... Oto żebyś się pan nie śmiał ze mnie, panie sędzio!
— Dlaczego to zastrzeżenie?
— Bo widzi pan, ludzie śmieją się często z tego z czego nie godzi się śmiać... a to boli; nic tak nie boli jak śmiech ludzki... niech mi pan wierzy...
— O ile mnie pan znasz, to wiesz spółczuję każdemu nieszczęściu i nie wyszydzam niczyjego bólu.
— Przepraszam, stokrotnie przepraszam... może uraziłem tem zastrzeżeniem, ale wymknęło mi się ono mimowoli. Mam dla pana sędziego wysoki szacunek, poznałem bowiem jego prawy i szlachetny charakter... Chodźmy tu nad staw, niedaleko ławeczka jest, usiądziemy trochę. Opowiadanie moje nie będzie długie...
Usiedli na ławeczce nad stawem i podpisarz tak ciągnął dalej rzecz swoją:
— Raz, nie pamiętam już po co, byłem w mieszkaniu proboszcza. Zastałem tam bardzo zamożnego obywatela, wielkiego filantropa, a może większego jeszcze dziwaka, słynnego ze swoich ekscentrycznych wybryków... Ten wdał się zemną w rozmowę i widocznie musiałem mu się podobać, gdyż rzekł do proboszcza: „Wiesz co księże, to wcale sprytna małpka ten malec... wartoby go wykształcić; przekonasz się że będzie z niego szelma jakiej świat jeszcze nie widział!“ „Co chcesz się uczyć? spytał mnie — odpowiedziałem że pragnę z całej duszy. Ojciec mój nie miał nic przeciwko temu; „i tak i tak to marne i do niczego niezdatne, rzekł, niechże się tedy uczy, kiedy taka wola jasnego pana“. Oddano mnie do szkół. Po siedmiu latach ukończyłem je pomyślnie i