— Z przyjemnością łaskawa pani. Dom, w którym mieszka rodzina sędziego, położony jest przy ulicy Krzywej, na samym końcu, tuż przy parku. O ile sobie przypomimam, oznaczony jest numerem 146. Murowany, kryty dachówką, dzieli się on na dwie połowy...
— Nie żartuj pan zemnie, bardzo proszę.
— Spełniam żądanie pani i mówię wszystko co mi jest o tym domu wiadomo. Czy każe pani kończyć?
— Jesteś pan nieznośny...
— To samo słyszę od ludzi, od bardzo dawnego czasu i co gorsza — sam zaczynam w to wierzyć potroszę.
— Lepiej będzie, jeżeli pan na chwilę przynajmniej pozbędzie się tej brzydkiej wady — i raczy wprost odpowiadać na moje pytania.
— Czy mam składać zeznania pod przysięgą?
— Uwierzę panu i tak...
— A więc?
— Powiedz mi pan, czy prawdą jest, że sędzia wysyła obiedwie swe córeczki do Warszawy? W mieście mówią o tem bardzo dużo; a zamiar ten dał nawet powód do najrozmaitszych plotek, w których, jak przypuszaczm, nie ma odrobiny prawdy. Chciałabym się koniecznie dowiedzieć jak jest istotnie, gdyż ta rzecz obchodzi mnie osobiście... bardzo a bardzo mnie obchodzi.
Podpisarz badawczo spojrzał jej w oczy.
— Tak, tak, — rzekł, — o ile słyszałem, to podobno istotnie są jakieś projekta. Coś nawet wspominał sędzia o tem, ale że nie jestem ciekawy z natury, więc co mi jednem uchem wpadło, to drugiem wypadło — i w tym razie, jestem ciemny jak tabaka w rogu...
— Powiedz pan raczej że jesteś nieszczery — ale mniejsza o to. Jak mi pan nie powiesz to zapytam sama sędziego... wolałabym jednak dowiedzieć się pierwej zkądinąd.
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.
— 58 —