że małżeństwo jest loteryą — a małżeństwo z osóbką tak piękną, miłą, utalentowaną, bogatą, jak pańska córeczka... to wielki los, doprawdy wielki los...
— Przepraszam panią konsyliarzową dobrodziejkę, że zrobię skromną uwagę, co mówię skromną! najuniżeńszą uwagę... że o ile mogłem wyrozumieć z tego co szanowna pani powiada, to zrozumiałem niewiele, co mówię niewiele! nic a nic nie zrozumiałem...
Doktorowa zaczęła się irytować.
— Wstydź się pan, — rzekła, — jestem już w tym wieku i na takiem stanowisku, że żartować ze mnie nie wypada. Nie rozumiem także po co ten sekret. Ładny sekret! o którym śpiewają wszystkie wróble na dachu!
— Ależ pani dobrodziejko, ja o niczem nie wiem, co mówię! nie wiem...
— Nie wiem... paradny pan jesteś!! Koniec świata dalibóg! Pan o niczem nie wie! Córeczka w parku grucha od samego rana z podpisarzem... za rączki się trzymają... w oczy sobie patrzą, jak dwa gołąbki, a pan powiadasz że o niczem nie wiesz! I komu pan to powiadasz? mnie! Żegnam pana... Wydaj pan sobie swoją pannę Kornelię nawet za żydowskiego rabina, jeżeli się panu podoba, ale z poważnych osób żartów stroić niewolno. Powiedziałam już wszystko — żegnam pana.
Aptekarz zdumiony do najwyższego stopnia, nie mógł się zoryentować czem obraził doktorowę? zkąd jej się przywidziało że Kornelcia wychodzi zamąż, a zarazem nie mógł pojąć co za związek mieć może z tem wszystkiem podpisarz. Uderzył się palcem w czoło i zaczął kombinować.
— Szczególna baba! — mówił sam do siebie, — co mówię szczególna! waryatka! Napadła na mnie na równej drodze, nagadała mi impertynencyj i jeszcze obraziła się w dodat-
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —