Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.
— 75 —

ważniejsza nieco, gdyż niedawno dostała pierwszą długą sukienkę — młodsza wesoła, żywa, figlarna jak dziecko.
Obydwie były brunetki i bardzo do siebie podobne. Takież same żywe, błyszczące czarne oczy, takież włosy, bezpretensyonalnie w warkocz splecione, rnmieńce na świeżych buziaczkach i równe białe ząbki były ich ozdobą. Tylko w wyrazie twarzy była różnica.
Na gładkiem czole starszej zawsze dostrzedz było można jakąś chmurkę, jakiś cień, gdy tymczasem młodsza była usobieniem wesołości i pustoty.
— Wiesz co Zosiu, — rzekła, — mam szczególną ochotę poprzemieniać tym panom kapelusze. Wyobrażam sobie jak będzie wyglądał regent! Olbrzymi kapelusz podpisarza wpadnie mu aż na nos!..
— Zawsze dziecinne żarty trzymają się ciebie, Anielciu.
— Tak, — rzekła zadąsana, — dziecinne żarty! Doprawdy nie rozumiem czego ty Zosiu chcesz odemnie? chyba żebym sprawiła sobie tabakierę, włożyła na nos okulary — i chodziła tak poważnie jak burmistrz po rynku... Dla twojej przyjemności jestem gotowa to zrobić. Ciocia ma przecież okulary — a tabakierki mogę sobie od poczciwego naszego majora pożyczyć...
— Wszystko musisz obrócić w żart, ze wszystkiego się wyśmiać... Ej, moja Anielciu, czas już zacząć myśleć poważniej, niewiele ci brakuje do szesnastu lat...
— Ach, prawda że niewiele; wiecznie to przypominam cioci i proszę żeby mi sprawiła suknię długą, tak jak ty masz Zosiu — a ciocia uparła się i nie chce! Na żaden sposób nie chce — powiada że jestem podlotek... Także wyraz!! właściwszy dla określenia dorastającego ptaka — ale nie dla człowieka... Ja się jeszcze z ciotką o tego podlotka wykłócę, byle się tylko sposobność trafiła... I z tobą się wykłócę Zosiu, ponieważ ty zawsze stronę ciotki trzymasz...