Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.
— 80 —

porozumienie z powodu zamierzonego wyjazdu. Anielcię cieszy on — a mnie smuci — oto i powód sprzeczki.
— Nie widzę z czego się Anielcia może cieszyć, — rzekła poważnie ciotka. — Panny sędzianki mogły spodziewać się lepszego losu, nad sposobienie się do jakiejś ręcznej pracy.
— Ciekawam bardzo czy panna sędzianka jest z lepszej gliny ulepiona, aniżeli każda inna? — spytała Anielcia.
— Nie mów o tem na czem się nie znasz, — rzekła ciotka, — ani twoja babka, ani twoja matka, żadnym rzemiosłem się nie trudniły — a ciebie Bóg wie co czeka... Pan brat przejął się jakiemiś dziwnemi zasadami: nie wiem kto mu to doradza, doprawdy...
— Co takiego ciociu? co takiego?
— Dowiesz się i później.
— Ależ niech ciocia powie, bardzo, bardzo proszę, — zawołała Anielcia.
— Nie ma co powtarzać... Ojciec wasz chce żebyście się uczyły szewctwa... doprawdy trudno sobie wyobrazić żeby kto mógł mieć podobny pomysł! Ale, cóż ja najlepszego robię?! rozmawiam tu z wami — a jeszcze tyle mam do zrobienia! Posiedźcie tu chwilkę — ja zaraz wrócę i zajmiemy się herbatą.
Z temi słowy siostra sędziego wyszła.
— Cóż panno sędzianko, — rzekła z przekąsem Anielcia, — jakże ci się podoba to o czem ciocia mówiła?
— Niebardzo...
— Ha! ha! niebardzo! — a mnie bardzo! Ach, czemuż nie jestem mężczyzną! Byłabym kowalem, albo stolarzem, albo takim co maszyny różne robi... to lepsze doprawdy aniżeli wszystkie nasze kobiece zatrudnienia, wszystkie druciki, szydełka, igiełki, nad któremi trzeba po całych dniach ślęczyć, niewiadomo poco?