Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —

wezwaniu doktora... Ale, pytam teraz, jak ja mam się wywiązać ze zlecenia panny Kornelii — co pan sędzia myśli?
— Wiesz panie Wincenty, że energia tej dziewczyny podoba mi się — ale nie mogę tak odrazu powziąść stałego postanowienia... nie zgodziłbym się także, bądź to pośrednio, bądź bezpośrednio, wpływać na poróżnienie się córki z ojcem. To trzeba inaczej urządzić.
— Ale jak?
— Im droga prostsza tem lepsza. Będę u aptekarza i ich do siebie zaproszę; niech się dziewczyny poznają — a gdy wyrozumiem że będzie można umieścić je razem — to postaram się przekonać Szwarca.
— Trudno to będzie.
— Dlaczego?
— Kto z takim waryatem dojdzie do ładu? Próżny, nadęty, ciągle przechwalający się swojem bogactwem!
— No — za surowo go sądzisz, panie Wincenty... jest oryginał i dziwak — to prawda, ale człowiek sprytny i gdy będzie widział praktyczność pomysłu, to zgodzi się bezwątpienia... Odpowiedz że pan tedy swojej pannie, z którą cię dziś całe miasto zaręczyło — żeby zostawiła swoje plany czasowi... A teraz, kochany panie Wincenty, pomówmy o tem co cię bardziej obchodzi.
Podpisarz żywo poruszył się na krześle.
— Przyczyna samobójstwa tego biedaka Szelążka jest wyjaśniona — a wszelkie przypuszczenia Szwarca, wobec niezbitych dowodów, upadły.
— Mówiłem panu przecież...
— Tak, tak... Niepowodzenia pieniężne, położenie prawie bez wyjścia, pchnęły go do fatalnego kroku. Z korespondencyi, którą przejrzałem, jasnem jest, że z takim zamiarem nosił się już od roku. W ostatnich czasach całą nadzieję ratunku pokładał w jakimś wynalazku. Miał zbu-