Panna Franciszka zamyśliła się.
Wyższe ideały, powtarzała w duchu, jakież to ideały. Ha! artysta, może marzy o rozgłosie i sławie, może się pragnie wynieść po nad tłumy, zajaśniéć, zabłysnąć. Ma racyę, gdyby kogo pokochał, byłby skrępowany, utraciłby samodzielność i swobodę. Niechże nie przywiązuje się do nikogo, niech nie kocha, ale też niech nie ucieka ztąd, niech jak najczęściej przychodzi...
Alfons wziął kapelusz do ręki.
— Pozwolą panie — rzekł — ale już je muszę pożegnać.
— Czemu się pan śpieszy? — spytała pani Janowa.
— Nie byłem w mieście dość długo, więc chciałbym się jeszcze to z tym to z owym zobaczyć, przywitać. Rozumie pani, że po dłuższej nieobecności...
— W takim razie nie zatrzymuję, ale proszę o nas pamiętać.
— Prosimy bardzo — dorzuciła Frania, podając mu rękę na pożegnanie.
— Szczególna rzecz — rzekła pani Janowa, po odejściu gościa — jak nigdy nie można sądzić o ludziach z pierwszego wrażenia.
— Albo co? — zapytała pani Kowalska.
— Ano, widzi pani, kiedy był u nas pierwszy raz, pamięta pani, wtedy, w zimie jeszcze, na wieczorku, stanowczo mi się nie podobał. Mówiłam nawet o tem i do Frani.
— Tak, tak, nie wyrażała się mama o nim pochlebnie.
— Właśnie, bo sądziłam z pierwszego wrażenia, ale teraz, poznawszy go cokolwiek bliżej, widzę, że to bardzo miły człowiek.
— Ho, ho! — wtrąciła pani Kowalska — co do tego trudno zaprzeczyć, nieprzyjaciel nawet przyzna, że jest gładki i dobrze ułożony, przecież gdyby było inaczej, to hrabia z Polanówki nie jeździłby z nim za pan brat.
— Śpiewa ślicznie.
— O tem, moja pani, to ja już dawno wiedziałam. Czy nie słyszała pani jego śpiewu w kościele?
— Nie.
— Ah, pani... ja słyszałam, przecudnie, do dzisiejszego dnia pamiętam. W katedrze, piętnastego Sierpnia przeszłego roku, na Matkę Bozką, gdy zaledwie przecisnęłam się aż do samych kratek przed wielkim ołtarzem, wtedy mi nową suknię bronzową woskiem pokapali. Wywabiłam jakoś plamy ale są do dziś dnia. Otóż o czem to miałam mówić? Aba, nabożeństwo było solenne, biskup sam celebrował, kanonicy assystowali, prałaci, kleryków ze czterdziestu. No tedy, droga pani, nabożeństwo jak nabożeństwo, modliłam się gorąco i coraz odwracałam głowę, bo widzi pani, trzeba nieszczęścia, że tuż przedemną klęczała pani Ksawerowa i miała takie żółte wstążki u kapelusza, że aż mnie od patrzenia oczy rozbolały. Doprawdy, to jest niegodziwość, żeby się do kościoła ustroić w takie czupiradło i przeszkadzać ludziom modlić się uczciwie! Ale zaraz, do czegóż ja to prowadzę? Aha! właśnie już pod koniec sumy, organ zaczął się odzywać ciszej i ktoś na chórze śpiewał „Baranku Boży”, ale jak śpiewał, jak śpiewał! opowiedziéć nie potrafię. Pytam się tej i owej: kto to? kto to? i dowiaduję się właśnie, że to on... Przez tydzień o tem tylko w całem mieście mówiono. Moja droga pani, jak to ludziom niejednakowo Pan Bóg daje, bo naprzykład i moja córeczka także śpiewa i ma nawet dość silny
Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.