— Franiu! Franiu! — rzekła matka — więc na tem ma polegać twoje szczęście?
— Tak, mamo.
— Dziecko niedoświadczone! w przyszłości możesz gorzko pożałować...
— Nie, mamo, każdy człowiek wyobraża sobie szczęście na swój sposób.
— Zapewne, ale kto jest bardzo młody i bardzo niedoświadczony, ten powinien słuchać rady starszych. Zdarza się często, że jeden krok fałszywy, jedno postanowienie zbyt lekkomyślne przez całe życie daje się we znaki.
— Mój Boże! — zawołała panna Franciszka z żalem — czyż mama chce koniecznie, żebym została żoną tego nieznośnego człowieka?!
— Czy tak, czy nie, ale propozycya jego jest poważna i warto się nad nią zastanowić. Dwanaście tysięcy! czy ty masz pojęcie co to jest dwanaście tysięcy? To majątek, z procentu od którego może się cała rodzina utrzymać. Pomyśl, moja droga, dwanaście tysięcy twoich własnych, których nie odbierze ci nikt. W razie nieszczęścia jest już punkt oparcia, jest o co ręce zaczepić.
— I do tych tysięcy pan Marcinkowski! pan Marcinkowski jako towarzysz na całe życie! Nie, mamo, to być nie może.
— Coś ty sobie upatrzyła do tego człowieka? za co go nienawidzisz?
— Za to, że mnie prześladuje swemi sentymentami. Niech zapomni o mnie a będę mu wdzięczną aż do grobu.
— To szczególne! Dziś, gdy oświadczył mi swoje zamiary, przypatrywałam mu się nieznacznie i wcale nie wydał mi się odrażającym.
— Zapewne, z temi tysiącami musiało być mu do twarzy.
— Uprzedzenie, moja Franiu, dziecinne uprzedzenie nic więcej. Jeżeli zostawimy decyzyę czasowi, to za pół roku, za rok zmienisz zdanie.
— Nigdy!
— Nie bądź tak stanowczą i tak nierozważną. Zresztą jakkolwiek postąpisz, ja z obowiązku, jako matka, przedstawiam ci i tłomaczę co tracisz, odrzucając propozycyę tego poczciwego człowieka.
— Przecież nie on jeden na świecie.
— Ah! rozumiem. Podobał ci się kto inny.
— Nie — odrzekła rumieniąc się Frania — niech mamie wystarczy zapewnienie, że mi się pan Marcinkowski nie podobał i spodziewam się, że nikt mnie nie przymusi, żebym postąpiła wbrew memu przekonaniu.
Pani Janowa zaczynała tracić ciepliwość.
— O przymusie — rzekła — nie ma mowy, ja się do tego kroku nie posunę, ale i też i na inny związek nie dam pozwolenia.
— Nie myślę o żadnym.
Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.