Głos wewnętrzny odpowiadał jej, że tak nie jest, że znajduje się ktoś, w czyjem sercu tleje iskierka przyjaźni, może nawet więcej niż przyjaźni... przywiązania. Dotychczas z ust jego nie wybiegło wyznanie, ale oczy! oczy powiedziały całą prawdę, uścisk dłoni to potwierdził i ciche westchnienie...
Czemuż on nie mówił nic dotychczas? czemuż nie jest przy niej w tej chwili tak ciężkiej i bolesnej, czemu nie poda dłoni zbawczej i nie powie: Chodź, odejdź ztąd, pójdźmy razem daleko, daleko... na niedolę, a może na szczęście.
Niestety, wyznał niegdyś, że mu się do nikogo przywiązywać nie wolno, że jakimś wyższym celom i ideałom życie pragnie poświęcić. Nie wolno mu kochać! Czczy frazes! Czy można rozkazywać uczuciom? Walczyć z niemi to co innego, cierpiéć i na to zgoda, ale być blizko ukochanej osoby, widziéć ją niekiedy i w tem chociaż znajdować pociechę, tego wyrzec się niepodobna.
Gdzież jesteś? kiedy wrócisz? powtarzała w myśli, czy zobaczę cię jeszcze kiedy, czy usłyszę twój głos?
Leniwie wlokły się dnie za dniami, przykre jednakowo i smutne...
Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.