Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Rok, dwa, w życiu człowieka, zdaje się bagatelka, a przecież... ile zmian, ile zmian! Przez tak krótki czas weseli mogli posmutniéć, bogaci zubożéć, pełni życia i siły zejść do grobu, a starzy opłakiwać straty...
W ogóle cała atmosfera smutniejszą, się stała i wesołe niegdyś miasteczko wpadło w stan odrętwienia.
Pani Kowalska nie roznosiła z taką werwą ploteczek, znajomi gdzieś się zapodzieli, nastała cisza zupełna. Do magazynu mód pani Janowej mało kto zajrzał, bo komu było do strojów?! Biedna wdowa, nie mając zarobku, traciła głowę, komornego nie było zkąd opłacić, a gospodarz naglił tłomacząc się, że na reperacyą domu, na podatki pieniędzy potrzebuje.
Ostatecznie trzeba było magazyn zwinąć, z lokalu parterowego przenieść się na drugie piętro, na boczną, odludną uliczkę. Liczyła pani Janowa na to, że dawne klientki, zawsze dotychczas zadowolone z roboty, znajdą ją i w prywatnem mieszkanku. Przecież, choćby nawet Bóg wie jaki czas nastał, ludzie ubierać się muszą. Każda kobieta sukni, kapelusza, okrycia potrzebuje.
Słodkie złudzenie!
Przyszła czasem, niekiedy, ta lub owa znajoma i dała coś do przerobienia, do zmiany; ze starego chciała miéć nowe i jeszcze narzekała, że drogo, że przerobienie za wiele kosztuje. A i takich interesantek nie było wiele... Magazyn zatrudniał dawniej kilka panien, po kolei, z żalem, płaczem, pocałunkami serdecznemi, pani Janowa odprawiała je. Została wreszcie tylko jedna, ale i dla tej jednej roboty nie było. Rozstała się pani Janowa i z nią, pozostały tylko we dwie z Franią... i miały, pomimo tego dużo czasu. Tak dużo, że pani Janowa mogła po kilka godzin zrzędzić, a Frania płakać, bez żadnego uszczerbku dla roboty.
Dziw doprawdy, co się z tą panią Janową stało. Dawniej wesoła, uśmiechnięta, pogodna, teraz zrobiła się przykra i grymaśna dla wszystkich, a już najbardziej dla Frani, którą za przyczynę wszystkich swych nieszczęść zaczęła uważać.
— Gdyby nie twoje grymasy — mówiła — czy potrzebowałabym dziś męczyć się tak jak się męczę?
— Mamo! mamo! w służbę pójdę — mówiła córka — będę czem chcesz, nie mówię już nauczycielką, ale szwaczką, pokojówką, będę szorowała garnki, myła podłogi, tylko niech mama nie wyrzeka na mnie.
— Dziwna rzecz, sługą chcesz być, a panią nie.
— Nie stworzona jestem na panią, niech mi mama wierzy.