Panna Franciszka spuściła oczy i umilkła. Wspomnienia całą siłą odezwały się w jej duszy. Przyszła jej na myśl pamiętna chwila w ogrodzie, złote rojenia i sny cudowne, a potem cięższa nad wszystko niewiadomość, niepewność... i smutek, smutek ciągły, nieodstępny towarzysz lat ubiegłych. Nagle, rzuciwszy okiem na gościa, oprzytomniała, wróciła do rzeczywistości.
Co mu odpowiedziéć? Gdyby była sama jedna na świecie, mogłaby jeszcze zaufać swoim siłom i pędzić dalej życie samotne, choćby bez nadziei doczekania lepszych dni w przyszłości, ale matka! Biedna, chora, pozbawiona wygód, zdaje się wymagać od córki poświęcenia i ofiary. Czy wolno więc odrzucać tę jedyną, a może już ostatnią nadzieję ratunku.
Nie!
Szlachcic odezwał się.
— Panno Franciszko, rozumiem że propozycya moja spada na panią niespodziewanie, może potrzebujesz pani zastanowić się dłużej, myśli zebrać wreszcie porozumiéć się z matką. Jakkolwiek pragnąłbym aby moje dzieci jak najprędzej znalazły opiekunkę, jednak nie nalegam. Jeżeli pani żąda zwłoki i czasu do namysłu... poczekam.
— Nie... na cóż zwłoka?
— Więc, bez namysłu odpowiadasz mi pani odmownie?
— Przeciwnie, rozważywszy dobrze, odpowiadam, że zostanę... opiekunką pańskich dzieci.
— Dzięki ci pani, że chcesz być matką dla moich biednych sierot, a kiedy już mam pani słowo, to sądzę, że nie mamy co odwłóczyć. Załatwiwszy jak najprędzej konieczne formalności, weźmiemy ślub i zaraz przeprowadźcie się panie obie z matką na wieś. Pani zajmie pokoje mojej nieboszczki, jeżeli nie będą smutnych wspomnień budziły, a dla mamy pani każę wyporządzić mieszkanko w drugim domu. Będzie tam miała wygody wszelkie, spokój, własny ogródek. Czy pani pozwoli żebym dziś jeszcze zajął się załatwieni formalności.
— Jak pan chce, ale jeszcze jedno słowo.
— Słucham pani.
— Określmy warunki jasno.
— O! możesz pani być przekonana, że co do zabezpieczenia jej losu...
— Nie o tem chcę mówić. Pańska uczciwość jest najlepszą gwarancyą, innej nie żądam.
— A więc?
— Proszę pana raz jeszcze, pomyśl co robisz.
— Myślałem, pani, bardzo długo myślałem.
— Wspomniałeś pan, że znasz moją przeszłość,
Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.