— Natychmiast sama przyniosę.
Po wypiciu szklanki wody, powiedział, że mu cokolwiek lepiej, czuje tylko wielkie osłabienie i zupełny brak sił.
— Nie wiem doprawdy co mi się stało, ale literalnie ruszać się nie mogę.
— Czy pan doznawał już kiedy takich ataków? — zapytała pani Janowa.
— Zaledwie parę razy. Co prawda nie cieszyłem się nigdy wyjątkowo kwitnącem zdrowiem, ale też i nie zdarzyło mi się chorować obłożnie. Chodziłem, krzątałem się, pracowałem, a gdym czasem użalał się na jakie dolegliwości, pocieszali mnie ludzie przysłowiem, które powiada: że skrzypiącego drzewa najdłużej. Od czasu śmierci nieboszczki żony mojej, może z powodu zmartwień nieustannych, a może z innej przyczyny, zacząłem doznawać jakichś cierpień nieznanych mi przedtem i od czasu do czasu wpadałem w osłabienie, tak jak oto dziś.
— Czy pan się radził doktora?
— Radziłem nawet dwa razy, czy trzy.
— I cóż panu powiedział?
— Jedno z drugiem nic; mówił że to jakieś cierpienie wewnętrzne, małoznaczące, że można z niem żyć choćby do stu lat. Dzisiejsze osłabienie bardzo mi nie na rękę. Właśnie chciałem prosić, żebyście się panie pofatygowały ze mną do regenta. Kazałem przygotować akcik w celu zabezpieczenia przyszłości panny Franciszki.
— Cóż pilnego, panie, można to będzie zrobić jutro, pojutrze, czy kiedy panu będzie dogodniej — rzekła pani Janowa. — Teraz radziłabym żeby pan pojechał do hotelu, posłał po doktora, położył się do łóżka, odpoczął...
— Do hotelu nie, ale do domu pojadę.
— Na taki czas?! będąc chorym?
— Nie bardzo to daleko, droga dobra, okryję się ciepło i pojadę.
Uparł się, aby na swojem postawić. Nie pomogły prośby i perswazye, posłał po swój ekwipaż
Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.