Są tu i tacy co jak turcy goli,
Od przyjaciela wykpiwszy grosiwa,
Idą pracować na tej samej roli,
W domu rodzina płacze nieszczęśliwa.
Lecz jego oto serce nie zaboli,
Gdy nad butelką węgrzyna się kiwa.
Ale największy żarłok nad żarłoki,
Jest ten co kształtem okseft przypomina,
Gruby uczony z opuchłemi boki,
Temu najmilej gdy się sam urzyna,
Gdy się opycha jako wór szeroki,
Maczając wąsy we szklanicy wina.
Nigdy nie wchodził frontowemi drzwiami,
Lecz zawsze tyłem drzwiczkami od sieni,
Kędy domowi tylko chodzą sami.
Kazał dać sobie zraz sarniej pieczeni,
I dotąd siedział z mądremi myślami,
Aż mu się blada gęba zarumieni.
O! jako gród wasz długi i szeroki,
W którym żarłoków żyje masa taka,
On jest największy pomiędzy żarłoki,
Wierzcie mi proszę, jest to wielka paka...
.................
A potem ukłon oddał nam głęboki,
Westchnął i zniknął w skorupie od raka.