Strona:Klemens Junosza - Pierwszy krawiec.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.


S


Są na świecie różne miasta i dużo jest różnych miast; — ale nasze miasto, śmiało to można powiedzieć, jest pierwsze miasto na świecie. Jakie w niem domy, jacy obywatele, jacy kupcy! w sklepach wszystkiego dostanie, a na jarmarkach bywa taki ścisk, że się trudno z ulicy na ulicę przedostać, a taki krzyk i taki rejwach i taki gwałt, że aż serce rośnie w człowieku. To jest śliczne miasto. I nie dość, że ono jest śliczne, ale okolica też niebrzydka... Są panowie, są oficyaliści, nawet hrabia jest... prawdziwy hrabia na moje sumienie... Ja jemu reperowałem szlafrok. Aj, jaki to szlafrok był! prawdziwy paryski! Sama podszewka znaczyła tyle co inny wierzch... Hrabia powiedział do mnie:
— Słuchaj Icek, ty tylko potrafisz wyłatać ten stary szlafrok. On się odrazu poznał na mnie. Ja wyłatałem, ale jak wyłatałem, każda łata to był majstersztik, każde cerowanie choćby do Paryża na wystawę.
Hrabia się śmiał... hrabia powiedział:
— Słuchaj Icek, ty jesteś wielki majster, wielki mechanik. Ja tobie co powiem: dziś noszę łatany szlafrok, ale skoro zostanę kiedy twoim kuzynem, to będziesz musiał zrobić mi nowy szlafrok.
— Jakto kuzynem? On się znowu śmiał. — Dlaczego nie? — powiada — takie kuzynowstwo teraz się trafia bardzo często. Pytał, czy nie mam jakiej posażnej ciotki, albo siostrzenicy. Naprawdę nie mam Jestem tylko krawiec.
Krawców na świecie jest bardzo dużo, to wiadoma rzecz, nawet w naszem miasteczku znajdzie się ze dwudziestu, ale jak miasto miastu nie równe, tak i krawiec krawcowi nie równy. Nasze miasto jest najpierwsze i ja się nie chwalę, ale jestem też krawiec najpierwszy. Wszyscy o tem wiedzą i gdybym ja nie był najpierwszy, to hrabia z pewnością nie dałby mi szlafroka do reperacyi. A czy tylko hrabia? Dziesięć, piętnaście, dwadzieścia cztery innych panów, co najbogatszych przyjeżdża do Icka. Oj, oj, przed moim domem bardzo często można zobaczyć bryczkę, nawet powóz...
Na moje sumienie!
A nasz doktór, a nasz pan aptekarz, nasz pan sędzia, nasz pan kasyer, nasz pan sekretarz, kogo wołają do swojej garderoby? Icka! Dlaczego nie Judkę, nie Berka, nie Szmula, nie Dawida, nie Borucha, nie Abrama, nie Lejbusia, nie Szlomę, nie Mendla, nie Wigdora, nie Gdalę, nie Chaima — tylko Icka? Bo tamci są fuszery, a Icek jest majster. Jak ja wezmę do ręki kawałek starej garderoby, jak ją wydrapię szczotką, jak na nią parę razy plunę, dobrze wygniotę żelazkiem, to można przysięgać, że to nie jest stara garderoba, tylko nowa prosto z magazynu.
Już nie ma u nas w mieście większego eleganta jak doktór. On jest kawaler, nie biedny... on bywa u różnych państwa, kuruje wielkie damy — to zawsze musi być wystrojony jak lalka... On dwa razy do roku jeździ do Warszawy, przywozi ztamtąd garderobę, nowe garnitury, palta z pelerynem, bez peleryny, długie, krótkie, rozmaite. On lubi się ubierać ładnie i bogato, i zawsze ma na sobie coś świeżego