Strona:Klemens Junosza - Po latach.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

czas rozpoczęło się dla mnie ciężkie życie... Miałam innych konkurentów, rodzice zmuszali mnie prawie, żebym wyszła za mąż, błagali, prosili... byłam jednak niewzruszoną, postanowiłam nie wyjść za mąż nigdy, na złość...
— Komu na złość?
— Komu? domyśl się pan. Na złość temu, który... który pierwszy powiedział mi o miłości; na złość temu, który mi mówił, że uczucie trwa wiecznie, że skończy się wówczas, gdy się grób dla nas otworzy...
Ksawery pochwycił jéj rękę i pocałunkami obsypywać ją zaczął.
— Nie rób pan tego — rzekła zapłoniona, nie skończyłeś jeszcze swéj spowiedzi.
— Ona już jednak dobiega do końca... Dobijałem się stanowiska... Jak to było, przez jakie ciernie przechodziłem, nie pora i nie warto o tém mówić... Z każdym rokiem powtarzałem sobie: jeszcze wyżéj, jeszcze wyżéj, niech mam z czém do niéj powrócić. Nie miałem o pani wiadomości żadnych; sądziłem, żeś może za mąż poszła, żeś zapomniała o mnie... i jak pani postanowiłaś nie wyjść za mąż „na złość,” tak i ja również „na złość” uwziąłem się, aby was przekonać, że mam stały charakter. Nie wiedziałem nic co się z wami dzieje, i co prawda, nie starałem się dowiadywać. Tyle listów bez odpowiedzi pozostawiono, nie zaszczycono mnie nawet tą zdawkową monetą grzeczności, któréj się nikomu nie odmawia... Ciężkie to było doprawdy... Dopiero niedawno z gazet dowiedziałem się o śmierci twych rodziców. Wówczas pomyślałem sobie: powrócę do kraju, może jesteś samotna, może potrzebujesz opieki... przyniosę ci ją. Przyjechałem więc, przyjechałem właśnie do Leona, sądząc, że on będzie mi mógł dać jakie wskazówki... nie wiedziałem jednak nic, że jego żona jest pani blizką kuzynką. Z zamiarów moich i zmartwień zwierzyłem się Leonowi, on wysłuchał mojéj opowieści i rzekł: „Nie martw się, mój drogi; Andzia żyje, jest wolna i piękniejsza jeszcze niż wówczas, gdy ją ostatni raz widziałeś. Daję ci słowo honoru, że zobaczysz ją w tych dniach.” To powiedziawszy wyszedł, i widziałem, że rozmawiał coś z żoną. Potém przyszli oboje do salonu i przeprosili mnie, że muszą na dwie godzin wyjechać do sąsiedniego folwarku... Gdy wsiadali już do powozu, powiedzieli mi, żebym się udał do sąsiedniego pokoju, gdzie spotkam kogoś z dawnych dobrych zna-