Strona:Klemens Junosza - Po latach.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

ścią moją przemawiać językiem barw, światła i cieni... bogactwa słów i daru wymowy nie posiadam... Jednak, jeśli pozwolisz pani, powiem ci bajeczkę, będzie to obrazek ilustrowany słowami, szkic nieudolny, lecz prawdziwy. Będzie on zarazem odpowiedzią na to pytanie, któreś mi pani mimochodem rzuciła: dlaczego nie ożeniłem się dotychczas... Czy zechcesz pani posłuchać?
— Owszem, mów pan; skoro znaleźliśmy się w tém położeniu, że się musimy bawić wzajemnie, przeto... bawmy się... cóż czynić?
— Więc opowiadanie moje przyjmiesz pani za zabawkę?
— Zapewne.
— Za bajeczkę tylko?
— A za cóż pan chcesz żebym je przyjąć mogła?
— Za co się pani podoba; zastrzegam sobie tylko, że w każdéj bajce znajduje się cząstka prawdy... racz pani miéć to na uwadze.
— Dobrze, pamiętać będę; chociaż gdzież dzisiaj prawdy szukać?
— W sercu... panno Anno...
— Rozmowa nasza przybiera charakter sentymentalny, a ja tego nie lubię; zacznij pan lepiéj swoję bajkę.
— Zgoda... usiądźmy więc na téj ławeczce kamiennéj i niech pani słucha... zaczynam: „Nad rzeką, co bystro płynie...”
— Wiem, wiem: „piękna dziewczyna siedziała...” stare piosnki chcesz śpiewać, panie Ksawery.
— Ach! więc przypomniała sobie pani moje imię?
— Nie wielka sztuka! do znudzenia powtarzają je w gazetach.
— Prawda, masz pani słuszność; ale wracajmy do naszéj bajki. Więc: „nad rzeką...”
— To już słyszałam...
— Niech pani nie przerywa, gdyż nigdy nie dojdziemy do końca.
— Już słucham.
— Nad rzeką tedy stał dworek cichy, nizki, przygarbiony, otaczały go topole smukłe i rozłożyste lipy, a na samym środku dziedzińca stał wielki świerk o smutnéj, ciemno-zielonéj barwie, wysoki jak obelisk.. Śliczny pejzaż!.. że je-