Raz dawny znajomy Jacusia, kolega od szkolnej ławy, przyszedł do niego z prośbą.
Szło o małą rzecz, mianowicie: aby Jacuś osobiście czy też listownie poprosił jednego ze swoich licznych znajomych o poparcie.
Jacuś nie mógł nawet wysłuchać prośby do końca, gdyż nagle zabolała go głowa, szalony atak migreny objawił się z całą gwałtownością, tak, że kolega zamiast odpowiedzi słyszał tylko jęki...
Gdy się Jacuś trochę uspokoił, gość odezwał się nieśmiało:
— Przepraszam cię, kolego, że jeszcze raz powrócę do tego przedmiotu, ale dla ciebie chyba napisanie kilku słów wielkiego trudu nie zrobi, a ja widzisz mam żonę, sześcioro dzieci i pomimo, że nie oszczędzam sił i pracuję, ciężko mi tę moją gromadkę wyżywić. Jedno słówko przez ciebie powiedziane czy napisane, mogłoby los mój znacznie poprawić — i dla tego proszę cię, w imie tak dawnej naszej znajomości i koleżeństwa, nie odmawiaj mi tej łaski.
Nastąpił nowy atak migreny — a Jacuś nie mógł powstrzymać oburzenia.
— Cóż to się wam zdaje — zawołał — że ja jestem dygnitarzem od rozdawania posad, że posiadam jakieś nadzwyczajne wpływy, że co znaczę. Ja nic nie znaczę, sam dla siebie najgłupszego zatrudnienia znaleźć nie mogę...
— Wierzę ci, bo szukać nie chcesz i nie potrzebujesz. Żyjesz z kapitału; jesteś sam, obowiązków nie masz żadnych.
Jacuś zerwał się z krzeszła, jak oparzony.
— Ja nie potrzebuję, ja żyje z kapitału, ja nie mam żadnych obowiązków?! I któż mi to mówi?... Niby przyjaciel, towarzysz ze szkolnej ławy... Ach! wy mnie do grobu wpędzicie. tą niesprawiedliwością waszą, temi wymaganiami bez końca...
Zbiedzony człowieczysko, przywykły do wszelkich przeciwności i zawodów, odpowiedział spokojnie i z zimną krwią.
— Mój kochany, ostatecznie widzę, że popełniłem głupstwo, udając się z prośbą do ciebie; ale przecież głupstwo a zbrodnia to wielka różnica. Nie chcesz mi dopomódz, twoja wola, nie nalegam, ani nie przymuszam. Bądź zdrów, tylko mi nie zarzucaj, że cię chciałem wpędzić do grobu. Nic a nic mi na twojej śmierci nie zależy, owszem — żyj szczęśliwie w najlepszem zdrowiu choćby do stu lat... Życzę ci...
— Ty mówisz, że ja ci dopomódz nie chcę... a ja nie mogę. Słowo honoru ci daję...
Strona:Klemens Junosza - Poczciwy Jacuś.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.