— Nie szafuj honorem, Jacusiu, bo kłamiesz — odrzekł spokojnie kolega.
— A, tego mi jeszcze nikt w życiu nigdy nie powiedział.
— Ale widać tak było przeznaczone, żebym ja to pierwszy uczynił. Bądź zdrów, kochany Jacusiu...
Byłaby ta scenka pozostała na zawsze w tajemnicy, gdyż ów sześciorga dzieci ojciec nie miał ani czasu, ani chęci do opowiadania, ale sam Jacuś odtworzył ją wobec znajomych z najdrobniejszemi szczegółami, odtworzył ją jako dowód, że nie można mieć przyjaciół, nie można wedle upodobania zawierać stosunków znajomości, bo wnet niewiadomo zkąd, znajdzie się jakiś ktoś, jakaś bieda, która zechce te stosunki na swoją korzyść wyzyskać.
— To oburzające — mówił — jeżeli znam pana Karola lub Ludwika, toć nie dlatego, żebym im zawracał głowy czyją żoną i sześciorgiem dzieci. Prosta elementarna uczciwość na to niepozwala. Taki człowiek chce się rozerwać i zabawić w mojem towarzystwie i ja również w podobnej intencyi zbliżam się do niego... Powiedzcież, sami osądźcie, czy mam słuszność?
Jakże nie przyznać słuszności wobec tak logicznego dowodzenia; jakże nie potępić człowieka, który nie rozumie takiej prostej rzeczy i ośmiela się zarzucać kłamstwa koledze...
Sympatja całego audytorjum była po stronie Jacusia, a kiedy po skończonej partyjce Jacuś odjechał do domu, wszyscy podziwiali delikatność jego uczuć i tę subtelną uczciwość, do jakiej nie każdy człowiek jest zdolny...
Takich ludzi mało...
Zacny Jacuś!
Takich ludzi już niema, bo i Jacusia niema. Zmarł biedak prawie nagle, bo zaledwie dwa dni chorował. Głupia kaczka przyczyniła się do tego. Lekka niedyspozycja miała najfatalniejsze następstwa. Jacuś umarł.
Wiadomość ta uderzyła jego przyjaciół jak grom z pogodnego nieba. Jacuś umarł... niema Jacusia, już nie zasiądzie do winta, nie ułoży programu obiadu, nie będzie opowiadał tak zajmujących rzeczy z dziedziny gastronomji i nauk przyrodniczych. Nie kupi domu w Warszawie — a w ostatnich chwilach znowuż był do tej myśli powracał...
Wyprawiono mu pogrzeb wspaniały: były wieńce z palm, wawrzynu, żywych kwiatów, a jeden z twardych liści dębowych. Niechże wiedzą ludzie, że padł dąb...
Strona:Klemens Junosza - Poczciwy Jacuś.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.