Kiedy poznałem Jacusia przed kilkoma laty, był on już wówczas poczciwym.
Nikt ze znajomych nie tytułował go inaczej, a nawet przy różnych uroczystościach koleżeńskich, kiedy wznoszono toasty i przygodni mówcy wysilali się na styl, dawano Jacusiowi tytuł „chodzącej zacności,“ „cnoty wcielonej“ a nawet i „współczesnego Katona“.
Przypuszczam, że w tych szpetnych czasach, w których według twierdzenia pesymistów zacność wszelka i cnota rzadko dają się spotykać, znajdzie się ktoś ciekawy wiedzieć, jak też człowiek poczciwy wygląda.
Bardzo, bardzo okazale.
Wzrost więcej niż średni, tusza imponująca, kształty zaokrąglone, twarz pełna, szeroka, wąsy zawiesiste, czoło wysokie, łysina w samą miarę, w oczach wyraz dobroduszności, na twarzy pobłażliwy uśmiech, ręka kształtna, biała, delikatna jak kobieca. Wiek średni, między czterdziestką a pięćdziesiątką, stan zdrowia niezły, apetyt kolosalny, źródła dochodów... Nie, co do tego punktu nie posiadam dokładnych informacyj.
Mówiono powszechnie, że Jacuś coś ma, że posiada nawet nieruchomość podobno w Odessie, że przez jakiś czas nosił się z zamiarem kupna domu w Warszawie, ale nie znalazł takiego, jakiego szukał. Zresztą, co komu do tego? Porządnie mieszkał, elegancko się ubierał, jadał w najlepszych restauracjach, w karty grywał co dzień i to dosyć drogo, w razie przegranej najakuratniej płacił, wygrawszy, chował do kieszeni to, co mu fortuna przyniosła. W grach komersowych mistrzem był niezrównanym, a szczęście służyło mu stale, więc też częściej wygrywał, aniżeli przegrywał.
I bardzo dobrze: lepiej, że te pieniądze szły do rąk człowieka poczciwego, aniżeli miałyby wzbogacać jakiego łotra.
Strona:Klemens Junosza - Poczciwy Jacuś.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.