Jeden porywczy człowiek, który się nigdy nie odznaczał wielkim taktem, odpowiada dość opryskliwie:
— Dlatego jem dajmy na to barszcz, że nie chcę jeść rosołu.
Miał się też z pyszna.
Jacuś, bardzo grzecznie, słodziutko, ale nie bez pewnej ironji wytłumaczył mu, a pośrednio i nam, iż każda czynność człowieka w ogóle opierać się musi na jakichś logicznych podstawach i że daleko lepszy będzie obiad bez mięsa, aniżeli bez logiki. Uderzyło nas to wielkie słowo, zaczęliśmy słuchać z uwagą i ze skupieniem ducha, a doprawdy było czego. Jak Jacuś zaczął rozbierać szczegółowo wybór potraw, przez nas projektowanych, jak zaczął argumentować, dla czego ta lub owa nie jest na swojem miejscu, to powiadam ci, było czego posłuchać. Całe nasze menu zburzył jak Kartaginę, kamienia na kamieniu nie zostawił. Wtenczas dopiero przekonaliśmy się, że to osobistość nie tuzinkowa, że to człowiek poważny, inteligentny, z którego zdaniem trzeba się liczyć. Spojrzeliśmy tylko jeden po drugim... ale to był dopiero początek, nic w porównaniu z tem, co miało być dalej.
Oczywiście, jak słusznie ktoś powiedział, nie wielka sztuka zburzyć, trudniej zbudować coś nowego. Jacuś zaczął budować i wtenczas naprawdę wydał nam się orłem. Szerokim poglądem objął całokształt obiadu, uwzględnił materjał jaki daje sezon, wymagania najbardziej wyszukanej gastronomji i hygieny. Wyłożył nam to, wymotywował, usprawiedliwił każdy szczegół i tak sobie, od niechcenia, z wrodzoną skromnością zaprojektował obiadek... że proszę siadać. Przyjeliśmy projekt Jacusia frenetycznemi oklaskami i naprawdę od tej chwili zaczęła się w naszem życiu nowa era, era, że tak powiem, świadomości — era motywów. Jacuś stał się duszą naszego zgromadzenia, naszym przewodnikiem i doradcą we wszystkich ważniejszych momentach życia. Niema bez niego śniadania, niema obiadu, ani majówki, ani liczniejszego zgromadzenia i gdyby nam kiedy tego człowieka zabrakło...
Machnął ręką, jak gdyby pragnął odpędzić od siebie myśl przykrą.
— A poczciwość — dodał — a prawość, a uczynność, a serce złote... To człowiek, który gniewać się nie umie, nie ma żółci!..
Przyjaciel Jacusia mylił się. Były chwile, w których zacny ten człowiek się oburzał. Zdarzało się to rzadko, lecz zdarzało.
Strona:Klemens Junosza - Poczciwy Jacuś.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.