Strona:Klemens Junosza - Poemat chłopski.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

Arystokrato! nie kręć bardzo nosem,
Ale w cierpliwość serce swoje okuj,
Czytaj te zwrotki patetycznym głosem,
I wszelkich uwag przestań i daj pokój.
I ty bankierze, który na Libanie,
Pod cieniem cedrów pochowałeś przodki,
Co dziś ci służba mówi jaśnie panie,
A każdy hrabia składa ukłon słodki,
Nie krzyw się także na chłopski poemat,
I zechciej wstrzymać twoje oburzenie,
Bo życie chłopa godny pióra temat.
Któż wam mieszczuchom napełnia kieszenie,
Kto wam pszenicę sieje i kto orze,
Żyjąc jak uczy przykazanie Boże.
Kto len hoduje miękki i konopie,
Kto tłuste prosię przynosi lub kurę,
Wełnistą owcę i cielątko bure,
Jeśli nie zacne zdrowe ręce chłopie!

Hej! kapelusze z głowy zdjąć wypada,
Narodzie, głupią jakąś dumą zdjęty,
Patrz, oto idzie ojciec Kruk Jacenty.
Figura tęga, nie cienka, nie blada,
Zdrowiem mu kwitną ogorzałe lica.
Czapę z fantazyą nasunął na ucho,
A kiedy idzie, to bruk dudni głucho.
W prawicy trzyma brzozową kozicę,
A lewą rękę oparł na kalecie,
W której podobno sporo jest grosiwa.
Strzeże je chłopek — bo też to na świecie,
A zwłaszcza w mieście, rozmaicie bywa,
Czasem się złodziej przysunie znienacka,
I pracę ludzką w jednej chwili zwędzi.
Ale Jacenty to jest sztuka gracka,
Niech no z nim zacznie, kogo skóra swędzi,
Jak machnie ręką, to wnet w błocie starza,
Nawet miejskiego samsona-dryndziarza.
...............