Strona:Klemens Junosza - Poemat chłopski.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

Nad pastewnikiem, nad łąką zieloną,
Aż powitały zorzę rozbudzoną...

Pan organista, mąż uczony srodze,
Chociaż nie chodzi w berecie, ni w todze,
Za gęś tuczoną, lub za garść pszenicy,
Otwarł mu wrota wiedzy tajemnicy.
Codzień potrosze i karta za kartą,
Nalewał w niego uczoności skarby,
I w elementarz naukę zawartą.
Mąż ów, co nos miał jak z czerwonej farby,
Uczył go także jak śpiewać w kościele,
I od łamania jakie zbierać ziele.

Kiedy dorodnym został już młodzieńcem,
Żadna robota nie była mu obca.
Nie jedna dziewa z kalinowym wieńcem,
Rada by była mieć takiego chłopca.
Bo to dorodny — serce miał gołębie,
I łapę silną i piękne wejrzenie,
I był jak jabłko czerwony na gębie...
Nie wyszukane dziewicze marzenie.
A kiedy młócił, to warczały cepy,
A kiedy tańczył dudniła podłoga,
A kiedy śpiewał — pieśń biegła gdzieś w stepy,
Bo to do ludzi był chłop i do Boga.
A i nie biedny — bo miał pół chałupy,
Parę wolików i kobyłkę siwą,
A wszystko zboże, gdy je zwiózł do kupy,
To już czyniło fortunę prawdziwą.
Bo miał co wywieźć na targ i jarmarki,
Aby za pracę wziąć należne myto.
Miał beczkę owsa, pół korca tatarki,
Trochę pszenicy — i jęczmień, żyto,
No i gotówki zaszytej w pęcherzu
Za jaki tysiąc dusił gdzieś w alkierzu.

Raz się Jacenty na łące przy bagnie,
Z swym sentymentem wyspowiadał Jagnie,
A potem poszedł do niej na zaloty,
I był przyjęty wśród szczerej ochoty.
Więc weselisko wyprawili huczne,
Na które padło dwa barany tuczne,
I marchwi mnogość i wszelkiej słodyczy,
Której me pióro słabe nie obliczy.
Dobrze się wszystko odbyło i składnie,
I suto bardzo i bardzo paradnie,