tury i ofiarował za nią bajeczną cenę po 20 centów za funt wiedeński. Było to jeszcze za owych czasów, kiedy Austrya nie zaprowadziła u siebie miar i wag metrycznych.
Pan Cypryan, usłyszawszy taką ofertę, zgromadził ze wszystkich kątów wszelkie zżynki i ścinki papierowe, jakie mógł znaleźć. Było tego półczwarta funta.
— Razem za siedemdziesiąt centów — rzekł faktor — nu, a gazet to u pana nie ma?... Gazety to większe arkusze, ja po trzydzieści centów za funt zapłacę...
Stary skąpiec za taką cenę byłby sprzedał rodzoną babkę, można mu więc było uwierzyć, gdy się zaklął, że żadnej gazety nie prenumeruje, bo szkoda na to pieniędzy i nie czyta nawet pożyczanych, bo w dzień nie ma czasu, wieczorem światła szkoda, zaś nazajutrz rano wiadomości już są przestarzałe i zajmować się niemi nie warto.
Gdy faktor tę wiadomość zakommunikował Michaszowi, Michasz odetchnął. Planowi jego nic nie stało na zawadzie i wykonanie nastąpiło niebawem.
Ażeby zrobić bohaterstwo, Michasz potrzebował pomocnika, czemu się dziwić nie należy, bo najznakomitsi nawet kuglarze do wykonywania swoich sztuk magicznych używać zwykli pomocników.
Na pomocnika takiego wybrał sobie Michasz pewnego młodego hrabiego, imieniem Antosia, którego nazwijmy Modzickim, bo się zawsze modnie ubierał i był najzłocistszym pomiędzy złotą młodzieżą miasta Lwowa.
Hr. Antoś był eks-konkurentem panny Idy z nastręczenia Michasza, zkąd już samo przez się wynika, że był Michasza wielokrotnym dłużnikiem i z wypłatą połowy procentów wielce zalegał.
Michasz pośpieszył do niego.
— Słuchaj, hrabio Antoszu — rzekł z poufałością, do której doszedł drogą pobłażliwości wierzycielskiej — ile ty mi jesteś winien?...
— Une bagatelle... 2700 złr.
— A procentu?
— Trzysta reńskich.
— No, ty hrabia Antosz masz dobrą pamięć... wiesz, ja dziś w dobrym humorze — ja tobie cały ten procent bonifikuję — między przyjacielami nie powinno być procentów...
— Nie chcę — odrzekł hr. Antoś z dumą.