Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/147

Ta strona została skorygowana.

ki taki dochód za nowalie, za drób, za nabiał, bo oczywista rzecz, że się pszenicy wagonami nie sprzedawało.
Trzeba przyznać, że matka moja słynęła jako znakomita gospodyni, więc, gdy jako się rzekło, podupadła na zdrowiu i nie mogła po całych dniach dreptać, ja stałem się wykonawcą jej zleceń i przy tej okazyi poznawałem tajemnice jej sztuki i powodzenia.
Przekonałem się, że nie jest złą rzeczą umieć coś porządnie i nie dla czczej chwały, ale z całą prawdą sumiennie powiedzieć to mogę, że umiem obchodzić się z nabiałem, tuczyć gęsi i indyki, że znam upodobania mieszczuchów i wiem, co kiedy na jaki czas przysposobić. Na targu przed świętami wielkanocnemi dobijają się o moje prosięta, indyki, wędliny, masło, sery przepyszne. Ja najwcześniej dostarczam rzodkiewkę, sałatę, szparagi, kurczęta, młode kaczki, pamiętam o sądnym dniu i mam koguty dla żydów, a przed dniem świętego Marcina przywożę na targ mnóstwo okazałych gęsi. Niby nie ja sam, bo mam przecież służbę, ale że pańskie oko konia tuczy, więc bywam przy tem i pieniądze od kupujących odbieram.
Matka chwali mnie i mówi, że mam do gospodarstwa szczęście, ja zaś nie chcąc mar-