Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/170

Ta strona została skorygowana.

Wcale nie, nie zrzędził, uwielbiał swoją Walercię, chwalił potrawy, choćby przydymione, cygar nie palii, w winta nie grywał.
Od pierwszego dnia pożycia, a przecież już trzy miesiące od dnia ślubu ubiegło, jednakowo wierny, stały w uczuciach, uprzejmy w obejściu, nadskakujący, miły...
Jeżeli taki mąż odjeżdża, to przecież nie jest fakt zwyczajny.
Żeby choć na parę godzin, ale na trzy dni, żeby choć niedaleko, ale aż do Warszawy.
Co dziwnego, że serce drży z trwogi, a niespokojne myśli cisną się do głowy.
Bywają fatalne wypadki na kolejach, pociąg może się rozbić, most zawalić, kto nareszcie zaręczy, że jaki zbrodniarz nie położy ciężkiego kloca na szynach, aby wywołać katastrofę. Przed laty kilkoma był w gazetach opis takiego zdarzenia.
A Warszawa?! Niby zdaje się ładne i miłe miasto, ale i tam niebezpieczeństwo grozi na każdym kroku.
Po kawalersku pędzący dorożkarz, spadająca z góry cegła, albo gzems, wół rozhukany, uciekający ze szlachtuza, wszystko to może być powodem tragicznych wypadków.
A pokusy! Nie bez powodu Warszawa syrenę ma w herbie.