Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/202

Ta strona została skorygowana.

— Żeby on kark skręcił. Czy nie macie w miasteczku pożądniejszego kupca.
— Właśnie on jest najpierwszy, bogatszego nieznajdzie w całem mieście. Byłem pewny, że on ma wszystko, co pan sobie życzy.
— Ładnie ma!
— Rzecz do naprawienia.
— Jakim sposobem.
— Niech pan ułoży depeszę do Warszawy. Zaraz ją wyszlę, a za dwa dni posyłka nadejdzie. Tak się przecież praktykuje u panów obywateli nieraz.
— W istocie, że mi to na myśl nie przyszło.
— Jeszcze można by dziś.....
Poszlę
konnego na stację, za kilka godzin powróci.
— Nie warto już. Zabawię tu tylko trzy dni, potem wrócę do Warszawy. Pan dopilnujesz wszystkiego, żeby było zrobione jak należy. Po co mam tu siedzieć i nudzić się, lepiej przyjechać do gotowego, a wiedz pan o tem, że przyjadę z żoną. Obaczysz pan jak tu będzie wesoło, jakie zabawy, jakie bale — przepędzimy tu całe lato, a później nie zobaczysz mnie pan aż w grudniu lub styczniu na polowaniu. Czy pan potrafisz urządzić polowanie?