Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/79

Ta strona została skorygowana.

wolę jednak nasze biedne kłopotliwe życie, aniżeli życie owych nocnych Marków i nie pomieniałbym się, choćby mi grubo dopłacano.
— Słusznie, rzekł pan Edward, tem bardziej, że ostatecznie i na tym tak czarno przez sąsiada odmalowanym folwarku wytrzymać można.
— Jak komu.
— Przecież sąsiad wytrzymujesz i jakoś zdrowie służy.
— A cóż pan chcesz, żeby mnie odrazu zjedli?! Niedoczekanie. Od tego człowiek jest, żeby się trzymał i żeby się nie dawał.
Kolacyja zgromadziła całe towarzystwo przy wspólnym stole i rozmowa stała się ogólną.
Pan Bolesław tego wieczoru stanowczo nie miał szczęścia, usiłował zająć miejsce przy pannie Michalinie, ale tak się jakoś złożyło, że z jednej strony usiadł przy niej pan Aleksander, z drugiej zaś ów gruby szlachcic, żałujący, że nie jest Lucyperem i że nie ma w piekielnym referacie sekcyi żydowskiej. Pana Boles awa ulokowano, między małżonką owego szlachcica i jego córeczką, ładną szesnastoletnią blondynką, bardzo nieśmiałą i rumieniącą się ciągle.
Po kolacyi była chwila, w której właściciel Rudawki znalazł się nareszcie obok swe-