Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

czę bowiem na to, że nie odmówisz mi swego towarzystwa, kochany panie Juljanie.
— Z przyjemnością, odrzekł młody człowiek.
— Tryumf nasz pewny — co?
Młody człowiek uśmiechnął się nieznacznie..
— Zapewne, rzekł.
— Mówisz bo tak, jak gdybyś niedowierzał. Komu? sobie, czy koniom.. Nie lękaj się, nie takie przeszkody brał siwy podemną, a cóż dopiero gdy będzie miał lżejszego jeźdźca... Trzymaj się tylko dobrze, on cię nie zdradzi.. Przelecimy jak wicher a tamci wrócą jak niepyszni.
Młodzi cykliści, którym ojciec zaproponował ten wyścig zgodzili się, wymieniwszy wprzód między sobą spojrzenia.
— Uprzedzam was jednak, moi kochani, rzekł pan Stanisław, że na drodze znajdziecie przeszkody.
— A jakie ojcze?, zapytał najstarszy.. Może to będzie rzeka, może niezgłębiona przepaść?.
— Co znowuż!, przeszkody jak przeszkody. Nie zatrzymają one ani mnie ani pana Juljana.
— W takim razie sprobujemy...
— Dobrze, dobrze o to nam tylko idzie..
— A jakiż dystans, gdzie będzie meta?.
— Możemy się obejść bez mety... Znacie tę dróżkę za parkiem, co prowadzi przez zagajnik i przez las do szosy.