Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

Tymczasem koniska odsapną a my zapalmy papierosy.
Po upływie kilku minut pan Juljan zaczął bacznie patrzeć w stronę lasu.
— A kogo tak wyglądasz dobrodzieju.. chyba nie ich?
— Zdaje mi się, że już jednego widzę, odrzekł młody człowiek.
— Nie może być.. niepodobieństwo.
— Ale! oto już drugi i trzeci.. Za chwilę będą przy nas.
Trzej bracia znaleźli się na szosie.
— Florek! zawołał pan Stanisław. Co? Jakim sposobem?
— A no, jak ojciec kochany, widzi.
— A przeszkoda! a przeszkody?. Ominęliście je chyba, wbrew umowie?.
— Broń Boże.. my mamy bardzo prosty sposób na przeszkody.. Gdy znajdujemy na drodze płot, przechodzimy przez niego, przenosimy maszynę — i jedziemy dalej.
Pan Stanisław zaczął się śmiać do rozpuku.
— Niechże was! — rzekł.. Niechże was! No, kochany panie Juljanie, ścigajże się tu z takimi. Wy zapewne potraficie i przełazić pod przeszkodami.
— Jeżeli tylko można, to dla czego nie? Taki to dobry sposób jak i inny..