Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

— Ja wiedziałem, że się tak skończy.. rzekł pan Juljan, wiedziałem, że nas ci panowie na kółkach pobiją..
— Tak? A dla czegóż to nie ostrzegłeś mnie dobrodzieju, nie bylibyśmy pobici tak sromotnie.
— Nie chciałem psuć panu iluzji...
Tego wieczora nie mówiono już o wyścigu i o przeszkodach, albowiem pan Juljan oświadczył się Zosi i rodzicom. Z tego powodu pan Stanisław wydobył zapleśniałą baryłkę z piwnicy, wznoszono toasty za zdrowie i pomyślność państwa młodych...
Rano, gdy już goście rozjechali się, a domowi spać poszli, wąsaty szlachcic usiadł w ganku i patrzył na stadninę, którą chłopak pędził na pastwisko..
— Ej koniki moje, koniki, rzekł, będziecie miały dobrego opiekuna..