Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

mężatki, a może więdnące, niby georginje na jesieni, stare panny...
Ale cóż tam pensjonarki... Myśmy mieli po dziesięć lat życia, więc uważaliśmy się za panów stworzenia, a „kobiety“ za istoty znacznie pod każdym względem niższe — a że kochaliśmy się w nich, to znowuż co innego.
Należało do szyku, aby być zakochanym, tak jak należało do szyku ćmić papierosy po kątach.. Palenie wywoływało przykre skutki, zakochanie nie sprawiało żadnych wrażeń, ale każdy szanujący się sztubak musiał ćmić... choćby suszone listki róży, i kochać się, bodaj w najbrzydszej uczennicy klasy pierwszej lub drugiej, z pensji pani Pigeon...
Ta gorąca miłość objawiała się latem przez grę w zielone a zimą ukłonem przy spotkaniu, lub walczykiem, przetańczonym na zabawie prywatnej.
Zajmowaliśmy się łaciną i palantem — a szczerze mówiąc, gorliwiej palantem niż łaciną, a kiedy zima nadeszła i szerokie kałuże na błoniach podmiejskich zamarzły, oddawaliśmy się z rozkoszą sportowi łyżwowemu, chociaż żaden z nas nie miał wyobrażenia o tem, że wyraz „sport“ istnieje i że co znaczy.
Jakże gorąco pragnęliśmy ośmnastostopniowego mrozu!!. W takim dniu bowiem, szkoła, ze względu na zdrowie uczniów, na to, że się mogą przeziębić, bywała zamknięta...