Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

szkolny, i tam dowiadywał się, że z powodu wielkiego mrozu lekcyj nie ma...
Natychmiast następował odwrót do domu i wyprawa na błonia, na ślizgawkę...
Teren był ogromy, rozlana na nizkich łąkach woda w szerokich, długich kałużach, tworzyła wielkie tafle lodu, poprzerywane pasami ziemi. Można było pędzić wprost przed siebie, dwie i trzy wiorsty, z przerwami.. Co za rozkosz dla małych sportsmenów..
Tylko że ten sport wyglądał całkiem inaczej niż dzisiaj. Rozkosz ślizgania się była za darmo, bo właściciel lodu nie dorósł jeszcze do pojęcia, aby można było ciągnąć z tego zamarzniętego źródła dochody, powtóre połowa „łyżwiarzy“ była bez łyżew... — Wystarczały dobre podeszwy u butów. Chłopak rozpędzał się, przysiadał, i sunął po lodzie kilkanaście, czasem kilkadziesiąt kroków i zatrzymywał się lub przewracał...
W ogóle owych małych łyżwiarzy podzielić można było na trzy kategorye, a mianowicie: bezłyżwowych, posiadaczy tak zwanych „drutówek“ i paniczyków, jeżdżących na „stalówkach“, — a były jeszcze przytem poddziały: łyżwiarze, jeżdżący na jednej łyżwie i łyżwiarze, jeżdżący na dwóch. Jak się wykaże poniżej, była to duża różnica.
Ze względu na starożytność przedmiotu, należy powiedzieć jak wyglądała łyżwa „dru-