wiatr w uszach dzwoni, a jak wpadną na gościniec — to kurz taki, że światu nie widać..
— Bajesz!
— Aha.. przyjedź kiedy i zobacz... Wsadzę cię na naszą siwą źrebicę... jeżeli dosiedzisz..
— Tak mówisz, bo wiesz, że do ciebie nie pojadę, rzekł Staś, bo moi rodzice daleko w miasteczku mieszkają..
— Żebyś chciał...
— Bardzo chciałbym. Musi to być przyjemnie tak pędzić szybko.
— Tak, tylko trzeba się dobrze trzymać...
— Spadłeś kiedy?
— Oj, oj — albo raz.
— A potłukłeś się?
— Bajki. Com się miał potłuc? Na gościńcu piasek, więc nie twardo; a na pastwisku trawa. Teraz już nie spadam — a choćbym i spadł, to także nic, bo ojciec zawsze powiada, że z dobrego konia spaść nie żal.. a u nas konie dobre...
— Dużo ich macie?
— Jest gniada, jest źrebica i dwa źrebaki. Ojciec bogaty, ma piętnaście morgów gruntu.
— Ale na siodle toś chyba nie jeździł?
Chłopak zaczerwienił się.
— Czasem.. Ojciec ma kulbakę, ale sam jej używa, gdy w daleką drogę jedzie; przytracza do niej torbę z obrokiem, kobiałkę z pożywieniem, jak zwyczajnie do podróży... Mnie
Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/18
Ta strona została skorygowana.