Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

z Warszawy do Częstochowy — i nie może dość naopowiadać, co to za szybkość szalona. Drzewa, krzaki, pola, lasy, wsie, miasta, migają się tylko przed oczami, a maszyna pędzi, ogniem bucha i dymem, a jak świśnie — niech Bóg broni!.. Mama mówi, że jej dotychczas ten świst przeraźliwy w uszach świdruje... To taka jest kolej! Twoja siwa źrebica może się za piec schować ze swoją szybkością. Słyszałeś zapewne o kolei?
— Ano, słyszałem. Ojciec mój też jeździł do Częstochowy, a hrabia z Jedlanki był podobno aż w Wiedniu i także koleją...
— Widzisz więc, że koń nie tak wiele znaczy, jak ci się zdaje...
— No dobrze; nie spieram się. Kolej szybsza, bo po żelaznych szynach się toczy, bo ją para ciągnie — a swoją drogą, co koń to koń.
— Zawsze koń!
— Ma się rozumieć... Mój dziadzio, który za młodu wojakiem był i dwadzieścia lat w konnicy przesłużył, powiada, że koń to takie stworzenie, które ma swój rozum, honor i odwagę, lepszą niż inny żołnierz. Na sygnałach się zna, komendę rozumie; jak trzeba stać, to stoi pod kulami, niby mur, ani uchem nie ruszy — a jak trzeba do ataku, to pędzi jak wicher na karabataliony, na baterje, w piekło skoczy, gdy do ataku zatrąbią a żołnierz ostrogami go trąci — a gdy wypadnie forsow-