Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

ny marsz odbyć, po wertepach, manowcach — to idzie póki sił starczy, dźwiga żołnierza na grzbiecie, często o głodzie... A nocną porą, na patrolu, na pikiecie, czuwa razem z człowiekiem, wypatruje w ciemnościach, a gdy co dostrzeże, zaraz uszami strzyże, rusza się, że choćby żołnierz drzemał na siodle, to się musi przebudzić... Dziadzio mówi, że dobry koń, to przyjaciel, to brat przywiązany, wierny, rozumiejący człowieka... To tak w wojsku; a w gospodarstwie, a w podróży! Nasza gniada kobyła wśród najciemniejszej nocy drogi nie zmyli, a twoja głupia kolej co?
— Ani moja, ani głupia, odburknął urażony trochę Janek.
— Twoja, bo ją chwalisz — a głupia, bo głupia. Wielka sztuka, że pędzi po szynach. Ale niech no z szyn zejdzie... puść ją na zwyczajną drogę, na gościniec, w piasek, albo na grobelkę taką, jak w naszej wsi koło młyna, albo podczas roztopów, w błoto a przekonasz się, że jest głupia i nic nie poradzi, zagrzęźnie... a koń zawsze poradzi, bo koń... bo koń, to widzisz... jest koń.
— Okrutnie mądry, wtrącił z przekąsem Oleś...
— Jakbyś wiedział, że tak... Gadajże do maszyny „hetta!“ „wiśta“ „ptruu“ zrozumie cię? A koń wie, co takie wyrazy znaczą: na prawo, na lewo, stój...