cjalisty na małą dzierżawę, z tej na większą, z większej na mały ale już własny folwarczek, a dalej co Bóg da...
Taką marszrutę życiową ułożył sobie Stasiek i postanowił iść według niej, powoli, z oszczędnością, uporem i wytrwaniem zagonowego szaraczka, z pracowitością mrówczą, z wyrzeczeniem się wszelkich przyjemności życia, o ile te pociągałyby za sobą koszt, choćby najmniejszy.
Ojciec Staśka, zawsze hojnie sypiący przysłowiami i sentencjami wszelkiego rodzaju, mawiał zwykle do niego:
— Synu, stać cię na wino — to pij piwo — stać na piwo — pij wodę. Nie buduj nie muruj, bo to koszt próżny, tylko łataj, podpieraj a zbieraj. O! zbieraj, synu, bo ziarnko do ziarnka, zbierze się miarka, a kto o grosz nie stoi, ten szeląga nie wart.
— Wiem ja, wiem, ojcze, odpowiedział Stasiek i dalibóg, nie mnie to trzeba przypominać. Najtrudniejsza pierwsze sto rubli zebrać, a gdy się je zbierze, to już później gładko idzie, jak po maśle. Grosz grosz rodzi. Ojciec tą drogą szli — i, Bogu dziękować, doszli...
— Do czego ja tam doszedłem, mój synu!..
— Zawsze coś jest...
— Jedno z drugiem, kochany Stasiu, tyle co nic. Jedynaka cię mam, więc, niby, jak dla jednego, to jeszcze ujdzie, ale żeby was
Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/26
Ta strona została skorygowana.