szukali? Może nam tak sądzono. Co panna Barbara na to?
— A nic, odrzekła zarumieniona.
— Nic?
— Ma się rozumieć... Żebym była przeciwna, powiedziałabym wprost... a skoro tak nie jest, cóż mam mówić.
— Wiec pani przystaje?
— O jaki pan Stanisław nudny! przystaje — nie przystaje... Na co tyle zachodu? Iść do ojca, do matki, pomówić... porozumieć się i po wszystkiem.
— A będzie mnie pani kochała?
— Jeżeli będzie za co, to i owszem; a jeżeli nie, to niech się pan strzeże. Ja zawzięta jestem i ukrzywdzić się nie dam.. Narobię piekła, życie panu zatruję. Niech pan będzie na to przygotowany.
— Nie lękam się odrzekł uszczęśliwiony młody człowiek, będę panią kochał szczerem sercem, przekona się pani.
— To pan na tem źle nie wyjdzie; ja wdzięczną być umiem, a jeżeli kto dla mnie dobry, to ja dla niego dziesięć razy więcej.
Trzeba przyznać, że dotrzymali słowa oboje; nie było szczęśliwszej i lepiej dobranej pary w całej okolicy. Po ślubie i po weselu, przywiózłszy żonę do domu, pan Stanisław oprowadził ja po folwarku, aby pokazać cały dobytek.
Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/31
Ta strona została skorygowana.