Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

„łyżka barszczu“, gdy chcę pokazać się i wystąpić; będziecie zielenieli z zazdrości.
Na tydzień przed uroczystością małżonkowie odbyli naradę ostateczną, przyczem pani wypisała ogromny rejestr sprawunków, dodając przytem masę komentarzy, co do gatunku, ceny i ilości. Pan Stanisław słuchał uważnie, zapisywał niektóre uwagi; niektórych uczył się na pamięć i zapewnił żonę, że jeżeli mu głowa od tych drobiazgów nie spuchnie, albo nie pęknie, to zatrzyma je w pamięci i zastosuje się do wymagań małżonki w najdrobniejszych szczegółach. Pokrzepił siły na drogę kilkoma kieliszkami starej wódki, zjadł półmisek pierogów, jeszcze raz odczytał rejestr, ucałował małżonkę, synów, nowonarodzoną córkę i puścił się w podróż do miasta gubernjalnego.
Usadowił się wygodnie na bryce, ciągniętej przez trzy doskonale utrzymane konie, zapalił fajeczkę i puścił wodze myślom. Za bryczką toczył się wóz drabiniasty, również w trzy konie zaprzężony, na którym miano przywieźć sprawunki.
Pan Stanisław czuł się trochę zmęczonym. Sfatygował go wysiłek myśli, kombinacje, rachunki — przymknął więc oczy i drzemał, a nawet spał na dobre. Koła toczyły się po równej, dość gładkiej drodze szosowej, konie biegły raźno, parskając, potrząsając łbami.