Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

wszystko w swoim czasie jest; nikt na nic nie czeka. U mnie parobek nie głodny, fornal nie głodny, dziewki pospasane aż się świecą, robota każdemu pali się w ręku. A gdy się trafi próżniak, to we dwadzieścia cztery godziny, panie dobrodzieju, adju Fruziu i fora ze dwora. Wiesz co Olesiu, jeszcze buteleczkę.
— Dziękuję.
— Za twoje zdrowie.
— Nie mogę.
— No, to za zdrowie mojej żony, Basi, którą poznasz... Święta kobieta, trochę popędliwa, ale to nic...
— Radbym szczerze, lecz to już nad moje siły.
— Głupstwo bracie, albo się jest mężczyzną, albo się nim nie jest.
— Za dużo!
— A więc za zdrowie córki... Także święta kobieta...
— Dziecko chyba.
— Kiedy mówię, że kobieta, to kobieta... Zresztą córka przecież nie może być czem innem tylko kobietą.
Gdy się przyjaciele tak częstowali, usłużny kupiec podskoczył z butelką.
— Radziłbym panom dobrodziejom — rzekł — spróbować tego kordjału.
— Jak to się zowie? — spytał pan Stanisław.
— Kordjał...