stangreci spojeni jak Bele, a konie gościnne odprowadzone na drugi folwark.
— Trzy dni, trzy dni, wołał pan Stanisław — nie ustąpię, choć byście mię w kawałki mieli posiekać.
I rzeczywiście przez trzy dni trwała ta zabawa, której wspomnienie na długie lata pozostało w okolicy.
Ktoś rzucił myśl, że byłoby do życzenia, aby człowiek tak poważny, solidny i zamożny, jak szanowny gospodarz, nie krył zalet swoich pod korcem i nie marnował ich na czysto prywatny użytek, lecz pozwolił się wybrać na jaki urząd honorowy. Pan Stanisław gorąco się od tego zaszczytu wymawiał, ale jego małżonce myśl zostania sędziną lub radczynią uśmiechała się niewymownie... Z myśli tej, powtarzanej często, niby z drobnych obłoczków pary powstała chmura — i przez pewien czas zasłaniała horyzont małżeński państwa Stanisławowstwa. Na szczęście, trafił się jakiś spór sąsiedzki, pana Stanisława na rozjemcę wybrano i ztąd tytuł sędziego już mu na zawsze pozostał.
Czas ubiegał, pan Stanisław zaczął siwieć, dzieci rosły szczęśliwie. Jedna tylko okoliczność przejmowała niepokojem i obawą serce ojca.
Użalał się z tego powodu przed żoną...
Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/59
Ta strona została skorygowana.