Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

— Pociechę.
— Ładna pociecha, na doktora się kieruje, będzie żydom języki oglądał i brał po dwa złote za receptę.. Śliczna pociecha — masz rację. A drugiemu jakaś tam chemja strzeliła do głowy.. perkaliki ma podobno farbować. Jak żyję na świecie nie słyszałem o równie głupiem zatrudnieniu.. Trzeci, no ten jeszcze najmądrzejszy.. prawnik.. może w przyszłości adwokat, czy rejent. Wsi się wyrzeka, ale przynajmniej koło hypoteki chodzić będzie, może kupić jaką sumę niedrogo, może nawet i folwark przy okazji nabyć. Wreszcie, czy to w sprawie czy w interesie może i ojcu poradzić... W każdym razie co ja zrobię na starość, komu oddam ziemię.. Zięciowi chyba.. aleć zawsze, co zięć, to nie syn.. I tak naprawdę, to tylko z dziewczyny mam pociechę, przynajmniej w domu siedzi..
— Właśnie chciałabym wysłać ją na pensję.
Pan Stanisław za głowę się schwytał.
— Co duszko mówisz? — zawołał — bo zdaje mi się, żem cię nie zrozumiał. Przesłyszałem się?!
— Ani trochę. Mówiłam, że pragnę wysłać córkę naszą na pensję.
— Może jeszcze do miasta?!
— Nie moja wina, że po wsiach niema zakładów naukowych dla panienek..
— Ja na to nigdy nie pozwolę. Uprę się jak kozieł i choćby nawet nie wiem co...