Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

wówczas, gdy dzieci poszły w świat, a stęskniona za niemi matka pozostała sama.
— Co ty duszko, u licha możesz do nich pisać? — zapytywał niekiedy pan Stanisław, widząc żonę jak zamazywała arkusz po arkuszu.
— Mój drogi, odpowiadała, dzieci powinny wiedzieć wszystko; przecież ich to interesuje.
— Romanse! Ja to krótko i węzłowato: „Posyłam ci pieniądze, donoszę, że jesteśmy zdrowi, czego i tobie życzymy“ — i już. Roboty chyba nie masz, że ci się chce nad papierem ślęczyć i kulfony stawiać.
— Nauczono mnie pisać, odrzekła pani z wymówką, a chociaż do wysokich polotów pretensji nie mam, jednak rodzice nie żałowali na moją edukację.
— Ależ, duszko, nie przeczę, wiem że jesteś wykształcona jak Kopernik, tylko zaciekawia mnie zkąd taka inwencja?!
— Z serca, kochanie. Ja dzieci kocham, więc mam im co donosić.
— A ja także kocham — i urżnij mi głowę, jeżeli potrafię co wykoncypować na piśmie..
— Bo nie chcesz.
— Ależ bardzo..
— Oto naprzykład w zeszłym tygodniu mieliśmy nieszczęście, taka śliczna krowa, bo jużci przyznasz, że śliczna, zdechła.
— To i cóż?