Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

rzeka rybakowi chałupę zabrała; cielę o pięciu nogach widziałem, ale takiego interesu jeszczem nigdy nie spotkał. No, no, dopiero trzeba było panicza, żeby nam tę osobliwość pokazał.
— Ale panicz przynajmniej zdrów?
Chłop cofnął się o kilka kroków, zdumiony takiem zapytaniem.
— Adyć, wielmożny panie, rzekł, chyba chory nie siedziałby na takim, żeby w złą godzinę nie wymówić, djabelcu.
— Muszę go zobaczyć, rzekł pan Stanisław, w którym na wiadomość o przybyciu syna serce uderzyło żywiej.. Muszę go zobaczyć i przywitać. Ty, Rochu, idź na kolację, a jutro raniuteczko przyjdź do mnie, jak zwykle..
— Słucham, wielmożny panie.
Pan Stanisław oddalił się szybkim krokiem, chłop powlókł się powoli ku domowi; to co widział tak zajęło jego myśli, że zapomniał nawet o kolacji. Szedł powoli, medytował i głową kręcił..
Z zadumania wyrwał go chudy jak szczapa, rudawy żydek, który nadbiegł właśnie zadyszany od strony wsi.
— No, co Rochu, zawołał zdaleka, co? Widzieliście ten interes?
— A dyć widziałem..
— Na swoje własne oczy?
— Jakiś ty dziwny Berku, toć przecie cudzemi nie patrzę, jeno własnemi.