pojadę i ręczę słowem uczciwem, że włos jej z głowy nie spadnie. Już kazałem wyszykować wolancik, nowe chomąta, parada będzie taka, jakiej świat nie widział.
— Paradniejsze ekwipaże świat widział, wtrąciła pani z uśmiechem.
— A no, zapewne, zapewne, przecież na północy dalekiej zaprzęgają, do sanek psy i renifery, a przypuszczam, że królowa angielska ma trochę lepsze szkapy od moich, ale mówiąc, że świat takiej parady nie widział, mam na myśli nasz świat, najbliższy, okolicę.. bądź co bądź dość szeroką,, bo w naszym powiecie moje konie są bezwarunkowo najpierwsze, a i w sąsiednich niełatwo znajdziesz im równe, chyba u hrabiego, który sprowadza je z zagranicy.. Nie jestem zarozumiały, ale nie mam też fałszywego wstydu... a sprawiedliwość zawsze lubiłem i lubię, taka już moja natura...
Na drugi dzień rano, koło godziny dziesiątej, kiedy młodzi ludzie spragnieni wypoczynku, dopiero co wstali i pili herbatę na ganku, pan Stanisław powrócił z pola, na tęgim siwym bachmacie.. W podskokach wpadł na dziedziniec i przed gankiem odrazu osadził spienionego konia. Młodzi ludzie powstali, aby ojca przywitać..
— No chłopcy, zawołał, a może który sprobuje. Pyszny koń. Daruję go temu, kto objedzie
Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/81
Ta strona została skorygowana.