Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

na nim trzy razy w koło dziedzińca.. No, panowie.. słowo się rzekło, koń jest do wzięcia.. a wiecie ile wart. Pięćset rubli, jak jeden grosz. Tyle mi za niego dawano, ale nie chciałem sprzedać.. zatrzymałem go dla którego z was..
— A cóż nam po nim?
— To dobre! Co komu po takim koniu?.. Nie udawajcie obojętnych.. A może żaden z was nie chce się odezwać ze względu na braci?.. Ja was jednakowo kocham i dla każdego mam równej wartości wierzchowca jak ten..
Ani jeden młodzieniec nie zdradził chęci posiadania wspaniałego konia; tłómaczyli ojcu, że wychowani zdaleka od domu, w mieście, nie mieli sposobności wyrobienia w sobie zamiłowania do tego rodzaju sportu, że nie potrafiliby korzystać z daru ojca.
Pan Stanisław słuchał nie przerywając, marszczył brwi, ruszał groźnie wąsami — nareszcie rzekł:
— Fuszery jesteście i dość na tem..
— Może z czasem, odezwał się najstarszy, przy zmienionych okolicznościach i innym trybie życia, to zamiłowanie w nas się wyrobi...
— Daj pokój synu.. albo ma się je od małego, albo nie ma wcale.. nie mówmy już o tem. Zeskoczył z siodła, kazał konia odprowadzić do stajni i usiadł przy stole obok synów..