Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

— Dopiero herbatę pijecie? zapytał.
— Niedawno wstaliśmy, ojcze.
— Zawsze tak późno wstajecie?
— Jak czasem, przeważnie koło ósmej, dziewiątej, jeżeli zachodzi konieczna potrzeba to wcześniej — dziś spaliśmy dłużej wyjątkowo, chcieliśmy wypocząć.
— Racja, racja, wypocznijcie, wypoczywajcie.. Po to przecież przyjechaliście do domu... Podług mego zdania, nie ma nic lepszego jak wstawać równo ze słońcem i zaraz brać się do roboty, zaraz marsz w pole, na łąki, do lasu.. Człowiek czuje się rzeźkim, rusza się żwawo, apetytu nabiera, a gdy przez cały dzień nabiega się, nachodzi, a jeszcze, jak u nas przy gospodarstwie, nazłości się i naklnie, to wieczorem jak tylko padnie na łóżko, usypia natychmiast — i śpi jak zabity... o ile mu jakie smutne myśli tego snu nie przerywają, dodał ciszej.
— Cóż za myśli, ojcze?
Pan Stanisław nie odpowiedział, zwrócił na inny przedmiot rozmowę, wypytywał synów o szczegóły podróży, kręcił głową z niedowierzaniem, słysząc o szybkości, z jaką jechali...
— Dwadzieścia wiorst na godzinę?! Trzy mile... to szybkość pociągu towarowego.. proszę, proszę..
— Gdy droga gorsza, gdy jeździec nie chce